07-05-2008
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
Już ponad milion Polaków przeszło na wcześniejszą emeryturę. W tej „dziedzinie” jesteśmy niemal światowymi rekordzistami – ponad 70% obywateli chętnie korzysta z możliwości szybszego zakończenia aktywności zawodowej - informuje dziennik Polska.
Jak wynika z rządowego raportu autorstwa Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej: „Dezaktywizacja osób w wieku okołoemerytalnym”, do którego dotarł dziennik „Polska”, na emerytury świadczeniobiorców trzeba wydać rocznie 15 miliardów złotych. Konsekwencje są takie, że każda osoba pracująca przeznacza na ten cel 100 złotych miesięcznie.
Tylko 1/3 Polaków przechodzi na emeryturę standardowo - gdy przekroczy wiek przewidziany przez ustawę. Większość jest zdania, że emerytura to swego rodzaju ekwiwalent pracy, a nie jej zakończenie. Chętnie więc korzysta ze świadczenia najwcześniej, jak się da.
W „uciekaniu” na wcześniejszą emeryturę prym wiodą kobiety – jak szacuje ZUS, około 700 tysięcy pań i 400 tysięcy panów korzysta z tego świadczenia. Na skutki działań tego rodzaju nie trzeba długo czekać: już dziś suma potrzebna na wypłatę emerytur stanowi duże obciążenie dla budżetu państwa, poza tym, coraz boleśniej odczuwany jest przez przedsiębiorców brak kandydatów do pracy.
Ewentualne zmiany są bardzo trudne do przeprowadzenia, bo liczne grupy zawodowe przyzwyczaiły się do swoich przywilejów. Wprowadzanie nowych, niekorzystnych dla nich zasad skutkowałoby spadkiem poparcia dla danego rządu. Władze wolą unikać takich kosztów przywództwa.
W Polsce pracuje zaledwie 27% osób po 50-tym roku życia. Dla porównania, w Szwecji aktywnych zawodowo jest 80% obywateli z grupy wiekowej 50 - 60 lat. Wśród osób w wieku 60 - 64 lata zaś pracuje aż 60% (mimo, że w Szwecji wiek emerytalny to 61 lat).
Michał Boni, szef Zespołu Doradców Strategicznych premiera Donalda Tuska mówi, że podobnie jest w Finlandii i Wielkiej Brytanii, gdzie w chwili osiągnięcia wieku emerytalnego na spoczynek przechodzi tylko nieco ponad 50 proc. pracowników.