Wcześniejsza emerytura wymarzonym celem Polaków?

Eksperci ostrzegają, że taka rzesza emerytów to ogromny koszt dla państwa. W latach ubiegłych średnia wynosiła około 100 tysięcy nowych emerytów na rok, w 2007 przybyło dwa razy więcej świadczeniobiorców, rok obecny będzie rekordowy – w pierwszej połowie 2008 na emeryturę odeszło 142 tysiące osób, do grudnia może być ich nawet 300 tysięcy.

Obecnie na wcześniejsze emerytury mogą się udawać przedstawiciele ponad stu zawodów, świadczenia tego rodzaju stanowią 80% wszystkich emerytur. Szybsza ucieczka z rynku pracy na tak dużą skalą spowodowana jest tym, iż wcześniejsze emerytury mają być bardzo ograniczone, takie plany ogłaszają kolejne rządy. „Działa czynnik psychologiczny. Kiedy ludzie słyszą, że mogą coś stracić, robią wszystko, aby się załapać”, wyjaśnił Jan Rutkowski z Banku Światowego.

Warto jednak wiedzieć – jak wskazuje wiceminister pracy Agnieszka Chłoń-Domińczak – że takie działanie może być nieopłacalne. Strach przed likwidacją wcześniejszych emerytur jest tu nieuzasadniony, bo każdy, kto do końca 2008 roku spełni wymagane warunki, będzie mógł przejść na świadczenie w dowolnym momencie, ponieważ nabył doń praw. Na pozostaniu aktywnym zawodowo zaś – jak przekonują eksperci – można wiele zyskać, bo dłuższa praca oznacza zwiększenie kapitału i wyższą emeryturę. „Do ludzi to nie trafia. Większą wartość ma dla nich czas wolny niż wyższa emerytura. Niektórzy, np. nauczyciele, zakładają, że sobie na emeryturze dorobią”, mówi Jan Rutkowski.

Lawinowo rosnąca liczba emerytów stanowi niemałe wyzwanie dla państwa. Obecnie roczny koszt rent i emerytur to 110 miliardów złotych i już dziś wypłacenie świadczeń jest problemem dla Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Szacuje się, że w latach 2009-13 na wypłaty emerytur zabraknie 158 miliardów złotych.

Reforma mająca ograniczyć przywileje emerytalne wciąż nie została uchwalona, od kilku miesięcy rząd pertraktuje z przedstawicielami związków zawodowych.